Festiwal archeologiczny w Biskupinie ”Polak Węgier dwa bratanki” 2009

Pokaż Imprezy na większej mapielokalizacja
Festiwal archeologiczny w Biskupinie tego roku odbył się pod chasłem ”Polak Węgier dwa bratanki” 2009
Na festiwal archeologiczny przyjechaliśmy dość wcześnie, bo w pierwszej godzinie otwarcie. Po zostawieni pojazdu na pobliskim parkingu udaliśmy się zwiedzać i zaczerpnąć starej zapomnianej kultury. Zakupiliśmy bilety i w drogę. Pierwszym przystankiem było stoisko rzeźbiarza. Obok z wyrobami z wikliny. Udaliśmy się dalej mijając wiele różnorakich stoisk, do których powróciliśmy później, w stronę głównej bramy grodu. Po dotarciu na miejsce dało się słyszeć huk armatniego wystrzału. Znaleźliśmy dogodne miejsce przy głównej arenie i oglądnęliśmy pokaz tańca.
Z niecierpliwością czekaliśmy na prezentację węgierską. Po przybyciu grupy z Węgier zaczęła się prezentacja. Prezentacja uzbrojenia przerywana była krótkim pokazem walk. Następnie kobiety zaprezentowały swoje stroje ludowe. Po prezentacji strojów i uzbrojenia zaczął się pokaz łuczniczy - staliśmy blisko tarczy, co potęgowało doznania spektaklu. Po prezentacji udaliśmy się w stronę stoisk i chat rozsianych po całym obiekcie. Zwiedzanie zaczęliśmy od chaty, w której umieszczone były informacje na temat historii odkryć i badań w Biskupinie. Następnie udaliśmy się do garncarza, gdzie zapoznawaliśmy się ze sztuką wytwarzania ceramiki, mogliśmy nawet sami spróbować coś ulepić.

Potem trafiliśmy do zielarki. U niej poznaliśmy metody przygotowywania leczniczych ziołowych specyfików. Wychodząc z chaty trafiliśmy na bursztyniarza, który po mistrzowsku przeobrażał kawałki bursztynu w piękne przedmioty. Nieopodal bursztyniarza był jakiś rodzaj złotnika, odlewał on w glinianych formach różnorakie klejnoty. W następnej kolejności trafiliśmy do bębniarza. Graliśmy tam na bębnach tych małych i wielkich. Nieopodal bębniarza znajdowało się stoisko uprzednio oglądanej grupy węgierskiej. Ogromna życzliwość i miła atmosfera panująca na festiwalu i tu była żywa. Mogliśmy przymierzać do woli oglądany uprzednio na pokazie sprzęt bojowy i stroje.
GALERIA
 
Tu zatrzymaliśmy się na dłużej, kontemplując i ubierając hełmy, dmuchając w rogi oraz biorąc do rąk wszelką broń węgierskich wojowników. Zwabieni nawoływaniami wikingów, poszliśmy w stronę jeziora. Tam rybacy prezentowali swoje rzemiosło a wikingowie oferowali przepłyniecie łodzią po jeziorze. Oczywiście skorzystaliśmy z zaproszenia i usadawiając się wygodnie na drewnianych ławach odpłynęliśmy z wikingami w nieznane. Wikingowie wiosłowali, roznosił się plusk wody osada w Biskupinie oddalała się. Poczuć można było klimat wypraw wikingów po rzekach i jeziorach dawnej Europy. Bujająca na falach jeziora łódź, po zrobieniu okrążenia, dobiła brzegu. Kolejne stoiska prezentowały inne pradawne zawody: kowala, snycerza, mincerza, garncarza… Widzieliśmy również jak z runa powstaje włóczka przy pomocy kołowrotka. Kolejnym punktem była mennica, gdzie wielkim, ciężkim młotem wybiliśmy pamiątkowe monety. Z pamiątkowymi monetami zmierzamy w kierunku budynku muzeum. Obok stałej ekspozycji poświęconej życiu ludzi w grodzie biskupińskim, zwiedziliśmy ekspozycję czasową „Mieszkańcy gwieździstego nieba”. W sali panował półmrok. Na suficie płótno z gwiazdami, w tle słyszalna uspokajająca muzyka, a na licznych makietach pokazane zostały zwyczaje grzebalne naszego regionu, jak i zwyczaje innych narodów. Pełni zadumy wyszliśmy. Idąc w kierunku głównej sceny, gdzie miał się odbyć pokaz walk i fechtunku, mijamy kołodzieja i stragan gastronomiczny, gdzie nasza uwagę przykuwa wielki stylizowany, ciekawy piec, w którym pieczono podpłomyki. Przy głównej bramie do grodu trafiliśmy na rzeźbiarza, a nieopodal na pokaz walki wręcz. Wojownicy walczyli mężnie, momentami nawet niebezpiecznie. Wrażenie było imponujące. Po pokazie poszliśmy coś zjeść. Dookoła serwowano całkiem smaczną i niedrogą strawę. Po posileniu się węgierską zupą ruszyliśmy w kierunku neolitycznej wioski. Natrafiliśmy na zagrodę, z pozostałością scenerii z filmu „Stara baśń”, gdzie akurat odbywały się warsztaty garncarskie. Idąc wśród licznych stoisk natrafiliśmy na browar, gdzie nie omieszkamy uraczyć się zimnym, jakże orzeźwiającym w ten upalny dzień piwem. Smakując zimny trunek podążyliśmy w stronę zagród gdzie, pasły się koniki polskie i owce. W końcu trafiliśmy do miejsca, gdzie była prezentowana sztuka wytopu metali. Mieliśmy możliwość zobaczenia piecy z różnych epok. Kowale, którzy kuli ozdoby i przedmioty codziennego użytku, chętnie rozmawiali o swoim fachu. Po dłuższym postoju wśród kowali udaliśmy się do pawilonu nadleśnictwa. Lasy państwowe wystawiały tam bogactwo swoich zasobów w tym regionie. Liczne wypchane zwierzęta nakreślały niewidoczne gołym okiem leśne życie. Udając się dalej zasmakowaliśmy podpłomyków wypiekanych w replice chlebowego pieca. Ostatnim punktem programu był konkurs strzelecki pomiędzy Polakami a Węgrami - wygrany oczywiście przez naszych. Po zakończonym pokazie jeszcze raz postanowiliśmy przejść się po obiekcie, aż tu nagle natrafiliśmy na katów. Bez chwili wahania zostałem oddany w ręce „sprawiedliwości”. Kaci wrzucili mnie najpierw do drewnianej klatki, a po dłuższej chwili zakuli w dyby. Długo torturując, biczując, łamiąc kości i przypalając żywym ogniem doszli do wniosku, że trzeba mnie ściąć. Jak pomyśleli, tak uczynili. Rozkuli mnie z dybów i zawlekli do stojącego nieopodal pinka, do którego przycisnęli moją głowę. Ścieli ją jednym pewnym ruchem.
Bardzo miło wspominamy festiwal archeologiczny w Biskupinie. Ta atmosfera, życzliwość, łatwość w kontaktach. Widać było, że festiwal organizowano dla nas, turystów i to my byliśmy na nim najważniejsi. Wszystkiego można było dotknąć, spróbować, zasmakować życia w dawnych wiekach. Jeśli chodzi o koszty to zaskoczyła nas, wbrew pozorom, taniość całego pobytu, gdyż większość atrakcji była zawarta w niewygórowanej cenie biletu. Kosztami, które ponosiliśmy był koszt pamiątek, jedzenia, przepłynięcia łodzią a i tak nie były to koszty wygórowane w porównaniu z innymi regionami Polski np. bardzo drogim i anty turystycznym Śląskiem czy Małopolską. Polecam wyprawę na coroczne festiwale archeologiczne, gdyż są one naprawdę ciekawe i fascynujące. Dają sposób na spędzenie dnia w bardzo miłej i życzliwej atmosferze biskupińskiego grodu.